Historia sklepu Sunvita stanowi dowód siły marketingu internetowego. Rozszerzenie sprzedaży stacjonarnej o sprzedaż online i wdrożenie przemyślanych kampanii doprowadziło do zwiększania zysków nawet o kilkadziesiąt procent. Co więcej, ta historia pokazuje, że w marketingu i biznesie nie zawsze chodzi wyłącznie o pieniądze. W tym przypadku promowanie marki wiąże się również z promowaniem zdrowego stylu życia. O początkach firmy, o kwestiach związanych z edukowaniem klientów i o nadciągającym kryzysie rozmawiałyśmy z Jolantą Zajdel, właścicielką sklepu Sunvita.

Aleksandra Dąbrowska: Ostatnio temat zdrowego żywienia jest w modzie, ale chyba nie było tak kilkanaście lat temu, kiedy zakładała Pani sklep. Skąd zainteresowanie akurat tą branżą i dlaczego właściwie św. Hildegarda, bo przecież to przede wszystkim hildegardiańskie produkty dostępne są obecnie w sklepie Sunvita?

Jolanta Zajdel: Po raz pierwszy z postacią św. Hildegardy zetknęłam się około czternastu lat temu. Trafiłam na nią dzięki mojej przyjaciółce, która pokazała mi książkę o mniszce z Bingen. Zaintrygowało mnie jej spojrzenie na dietę i medycynę, więc pojechałam na warsztaty, żeby dowiedzieć się czegoś więcej od osób, które już stosowały jej wskazówki – i tak się to wszystko zaczęło. Chociaż muszę przyznać, że już wcześniej prowadziłam sklep ze zdrową żywnością. Chciałam, żeby moje dzieci dobrze się odżywiały, aby miały silny organizm i dobrą odporność i właściwie stąd wyniknęła potrzeba założenia sklepu z ekologicznym jedzeniem – chciałam mieć dostęp do dobrej jakości produktów.

A.D.: W jakim momencie uznała Pani, że zainteresowanie dietą św. Hildegardy można przekuć w plan biznesowy?

J.Z.: W zasadzie to nie był mój scenariusz. Jestem pewna, że to Opatrzność. W pewnym momencie postanowiłam, że nie chcę już pracować w korporacji i szukałam jakiegoś pomysłu na siebie. Wtedy pojawiła się szansa na realizację marzeń o posiadaniu własnej firmy i to jeszcze takiej, która łączy życie prywatne z biznesowym. Na targach spożywczych w Norymberdze zauważyłam stoisko firmy Posch i podjęłam z nimi rozmowy o sprzedaży ich produktów w Polsce. Zatem pasja do medycyny naturalnej i zdrowego odżywiania stała się też moją pracą. Dobrze jest robić w życiu coś, czym się żyje i dzielić się tym z innymi. Pojawił się wiec pomysł nie tylko stworzenia sklepu, ale również stowarzyszenia, które będzie promowało myśl św. Hildegardy. Wydawało mi się to szczególnie ważne w dobie chemizacji żywności, współczesnego niezdrowego stylu życia.

A.D.: Czyli dla Pani to nie tylko biznes, ale też misja?

J.Z.: Tak, skoro ta dieta sprawdziła się w mojej rodzinie – moich dzieci praktycznie żadne choroby się nie imają – to stwierdziłam, że warto się tym podzielić. Można powiedzieć, że przeprowadziłam na swojej rodzinie mini próbę i widać było, że to podejście skutkuje. Chciałam wyjść ze spuścizną św. Hildegardy do szerszego grona osób, brałam udział w projektach edukacyjnych: wyjazdach do Niemiec, kursach, chciałam pozyskać tę wiedzę i podzielić się nią.

A.D.: Wiem, że produkty stosowane w diecie św. Hildegardy muszą być oryginalne, sprowadzane z odległych krajów. Dotarcie do dostawców musiało chyba wymagać dużej determinacji?

J.Z.: Tak, szukałam tych produktów za granicą. Jak wspomniałam, firmę Posch, która już od dziesięcioleci zajmuje się wytwarzaniem produktów św. Hildegardy, znalazłam na targach żywności ekologicznej w Norymberdze. Tak rozpoczęła się nasza współpraca. To właśnie dzięki tej firmie udało mi się wprowadzić na rynek zioła, mieszanki. Potem udało się nawiązać współpracę z niemieckimi młynami Geisingen, które przetwarzają stare odmiany orkiszu rekomendowane przez Hildegardę.  

A.D.: Przyznam, że sama jestem hildegardowcem, ale nie od razu zapałałam entuzjazmem do tej diety. Musiało minąć trochę czasu zanim zrozumiałam jej sens. Zastanawiam się czy ten problem nie pojawia się też w przypadku innych klientów? Jak temu zaradzić?

J.Z.: Oczywiście, mi również trudno było wprowadzić tę dietę, bo trzeba było zrobić w kuchni małą rewolucję i zacząć inaczej myśleć o roli posiłków. Człowiek nasiąknięty jest dziś zupełnie innym podejściem do żywności. Raczej myśli o tym, aby zaspokoić głód, a nie nakarmić swoje komórki. Nie myśli o roli pokarmu w utrzymaniu zdrowia tylko o tym, czy mu smakuje to, co spożywa. Hildegarda w doborze diety uwzględnia wiele aspektów m.in. termikę potraw, ich określone właściwości. Jej dietę rzeczywiście trzeba zrozumieć. Szukałam różnych badań, wyjaśnienia dlaczego czegoś należy unikać, a coś należy stosować. Musiałam poszukać racjonalnych wyjaśnień, badań, żeby tę dietę wdrożyć, ale też przekonać do niej innych. Teraz te wszystkie informacje staram się przekazywać swoim klientom, pamiętając o swoich początkowych trudnościach i wątpliwościach.

A.D.: Można chyba powiedzieć, że jednym ze sposobów dzielenia się tą wiedzą jest umieszczanie podcastów, przepisów, artykułów i filmów na stronie sklepu. Czy sądzi Pani, że dzisiaj witryna internetowa powinna być nie tylko miejscem zakupów, ale też bazą wiedzy na temat produktów?

J.Z.: Jesteśmy specyficzną firmą ze specyficzną misją. Nie chcemy tylko sprzedawać, chcemy żeby ludzie trwale zmieniali swój styl życia i rozumieli dlaczego warto to zrobić. Trzeba świadomie podejść do swojego zdrowia, a tych niezbędnych wiadomości jest sporo – stąd pomysł, żeby ludzi przez to wszystko przeprowadzić. Przy naszej misji edukacja i demonstrowanie jak w praktyce zastosować nauki św. Hildegardy musi iść w parze ze sprzedażą. Klienci powinni wiedzieć jakie produkty okażą się pomocne na konkretne dolegliwości.

A.D.: Czy uważa Pani, że kampanie internetowe przyczyniają się do popularyzowania wiedzy na temat św. Hildegardy?

J.Z.: Tak, to widać. Na początku nastawiłam się na promocję i sprzedaż przez współpracujące z nami sklepy ziołowe, apteki, gabinety. Widziałam jednak, że Internet coraz bardziej się rozwija i pomyślałam, że muszę zacząć działać również w tym obszarze. Kiedy zaczęliśmy współpracować z Infronem, procent sprzedaży zwiększył się diametralnie i mogę powiedzieć, że w tej chwili to najszybciej rozwijająca się i obiecująca forma sprzedaży. Ewidentnie docieramy szybciej do szerszego grona osób.

A.D.: Ostatnio można oglądać Panią na kanale SalveNET. Jak powstał projekt vloga?

J.Z.: To wypłynęło od ludzi. Tak jak wspomniałam, wdrożenie diety św. Hildegardy nie jest łatwe. Ludzie zastanawiają się co mają jeść, skoro tak wiele rzeczy trzeba z diety po prostu wyeliminować. Wiele osób chce żyć w zgodzie ze wskazówkami mniszki, ale trudno jest wymyślić samemu przepisy. Postanowiliśmy więc jakoś pomóc. Dzięki temu programowi chcemy zachęcić ludzi do stosowania hildegardiańskich produktów w kuchni.

A.D.: Można więc powiedzieć, że prowadząc biznes, dostosowuje się Pani do potrzeb klientów.

J.Z.: Tak, słuchamy tych potrzeb. Zastanawiamy się co ułatwi wejście w dietę hildegardiańską. Jeśli coś może pomóc, to po prostu to robimy.

A.D.: Czy zdarza się, że klienci opowiadają Pani o efektach stosowania produktów zakupionych w sklepie Sunvita?

J.Z.: Tak, zdecydowanie. Piszą, dzielą się tym jak przychodzą do sklepu, przyprowadzają też ze sobą innych. Czasami te wyzdrowienia są tak spektakularne, że aż samej ciężko mi w nie uwierzyć (śmiech). To bardzo mnie cieszy i motywuje do dalszej pracy.

A.D.: Teraz poruszę nieco mniej optymistyczny temat – kryzys. Nie obawia się Pani, że inflacja skłoni Polaków do kupowania coraz tańszego, a więc i coraz gorszego jedzenia? Jak widzi Pani przyszłość swojego sklepu w takiej perspektywie?

J.Z.: Oczywiście, że się obawiam, tak jak każdy. Natomiast myślę, że tego typu sklepy ucierpią na samym końcu. Nasi klienci mają świadomość, że zdrowsze, bo nieprzetworzone, produkty są pośrednio gwarancją lepszego zdrowia, nie zamienią tego tak łatwo na gorsze jedzenie. Można powiedzieć, że zdrowa i bogata w mikro-, makroelementy i witaminy żywność ma właściwości prozdrowotne. Nasz klient jest świadomy i takiej żywności potrzebuje.

A.D.: Czyli w przypadku Pani firmy kryzysu rynkowego jeszcze praktycznie się nie odczuwa?

J.Z.: Można powiedzieć, że nie. Klientów przybywa, firma się rozwija, w tym roku sprzedaż przekroczyła nawet moje założenia, choć koszty rosną i na pewno jest trudniej.

A.D.: Kiedy Pani słucham, nasuwa mi się myśl, że na sukces w biznesie mają wpływ cztery zasadnicze czynniki: dobry produkt, edukowanie klientów, wsłuchiwanie się w ich potrzeby i oczywiście pasja, zgadza się?

J.Z.: Tak, myślę, że właśnie to jest najważniejsze.

Scroll to Top